KARTY

czwartek, 30 lipca 2009

The Church - restauracja w kościele

W centrum Dublina, w dzielnicy handlowej, można wejść do pewnego kościoła, zająć stołek przy barze albo cały stolik i jak w zwykłym pubie napić się piwa, ewentualnie zamówić obiad. Bo to nie jest zwykły kościół. To niezwykła restauracja i pub.

Ostatnie święte sakramenty udzielone zostały tutaj w 1964 roku. Budowla przestała wtedy spełniać swoje chrześcijańskie powołanie. Zaczęły tu się dziać dziwne rzeczy. Potem zrobiono remont. Witraże i organy pozostały na swoich miejscach.



Rok temu właściciele nadali restauracji dzisiejszą nazwę. Logo oddaje dwuznaczność tego nietypowego miejsca.
 

Można dobrze zjeść, tanio nie jest, w końcu to stolica.


W zbudowanym na początku XVIII wieku niegdysiejszym kościele St. Mary's Church of Ireland wziął w 1761 roku ślub niejaki Arthur Guinness, założyciel słynnego browaru. W krypcie dzisiejszej restauracji spoczywają prochy kilku zasłużonych dla miasta osób.

W szklanej wieży obok The Church można zarezerwować stolik dla dwojga.
Jest tam tylko jeden stolik dla dwojga.



Inny dublińczyk, Jonathan Swift, ten od Guliwera, nie przypuszczał pewnie, że w kościele, do którego chadzał za życia ktoś kiedyś wypije za jego duszę...


zdjęcie pobrane z www.thechurch.ie

poniedziałek, 20 lipca 2009

Spotkanie z leprechaunem

Od ciągłego chodzenia po moim sklepie popsuły mi się nieco buty. A że to bardzo dobre buty były, to nie poszedłem od razu kupić sobie nowych tylko chciałem znaleźć szewca. Niestety. W Irlandii trudno znaleźć szewca, podobnie jak zegarmistrza i optyka naprawiającego oprawki. Ludzie przyzwyczaili się do kupowania nowych rzeczy. Bo ludzi generalnie na to stać.

Ale ja się uparłem i poszukałem w Internecie. Irlandzki szewc to właśnie leprechaun, po irlandzku leipreachán. Właściwie to można o nim tylko poczytać w mitologii celtyckiej, a nawet wcześniejszej, bo spotkać go jest niezwykle trudno. Jednakowoż mnie się udało, o czym za chwilę.

Leprechaun wygląda jak stary karzeł, jest wielkości choinki za € 9,99 którą można kupić już teraz w każdym supermarkecie. Podstawowym elementem jego stroju jest kapelusz oraz krótkie spodnie, kamizelka, pończochy i dobre buty ze sprzączkami. Musi się w końcu jakoś wyróżniać jako szewc. Poza tym ma brodę i wąsy śmierdzące tytoniem z fajki.

Irlandzcy poeci, rówieśnicy Mickiewicza, opisują go jako złośliwego człowieczka ubranego na czerwono. Nie wiem od kiedy, ale teraz wszystkie leprechauny w sklepie z pamiątkami są zielone. Mnie to nie dziwi. W Polsce na południu leży już śnieg, a tu zielono.... aj, jak zielono. Chociaż czasem pada deszcz.

No więc idę sobie ciemną nocą w pobliskie ruiny czegoś, co nie wiem czym było zanim się zamieniło w ruinę. Nadsłuchuję nocnych odgłosów, czekam na dźwięki stukania w podeszwę buta. Podobno w nocy pracują a w dzień śpią, jak to elfy.

Po kilku godzinach widzę w oddali małe światełko. Zdejmuję buty, żeby nie skrzypiały. Podchodzę bliżej. Jest! Siedzi przy małym ognisku, pali fajkę i pije Guinnessa. Wygląda na nieźle naprutego. Na ziemi stoi jakiś boombox i głośno gra muzyka. The Dubliners & The Pogues - Irish Rover. Znam i lubię ten klimat. Myślę sobie, że mam szczęście i nikłą szansę, żeby mój los się w końcu odmienił.

Bo po drodze przypomniałem sobie, że te złośliwe i wredne leprechauny wiedzą, gdzie są ukryte skarby. Strzegą ich bardzo i mówi się, że te skarby są po drugiej stronie tęczy. Czyli bardzo trudno do nich dotrzeć. Postanawiam, że mi się MUSI udać. Będę gadał z nim ostro.

Kiedy łapię go za szyję i zaczynam dusić, od razu mówi, że nie powie, gdzie jest skarb. W ogóle nie zauważa moich związanych sznurówkami butów zawieszonych na szyi. Faktycznie ma na sobie zieloną kamizelkę i zielony kapelusz. Wokół ze dwadzieścia puszek po Guinnesie z plastikowymi kulkami w środku. Dociskam gościa mocniej. I jeszcze mocniej.

Cóż, jestem z siebie zadowolony. Pokazał gdzie to było zakopane, może nie aż tak wiele, ale wystarczy, żeby pospłacać moje długi. I dlatego teraz obiecuję, że nie będę tu już przynudzał, jak mi to źle, bo komornik puka jeden i drugi. Pieprzyć ich i fora ze dwora. Ja tu przyjechałem normalnie żyć i zaczyna mi się to powoli udawać.

W końcu zapomniałem o tych moich butach. A tam, kupię sobie nowe.


piątek, 10 lipca 2009

Wieczór kawalerski / panieński

Trafiłem na wieczór panieński w pubie. Właściwie to był wieczór panieński czterech naraz panien młodych, ale wodzirej został wynajęty kolektywnie, więc goście zaproszeni z czterech stron świata byli traktowani jednakowo, łącznie z wolontariuszami, czyli nami. Zaproszone druhny w liczbie na pewno ponad 100 ubrane były w okazjonalne „tee shirty”, przepasane szarfami i udekorowane kapeluszami z brokatem oraz króliczymi uszami.
 
Mój irlandzki friend komentował to, co widział już wcześniej nie raz, chociaż komentarz był zbędny. Widziały gały, co brały.
 
Wieczór przepełniony był aluzjami do tego, co rajcuje najbardziej. Zwłaszcza w tę noc, po której wiadomo, kto do kogo należy, przynajmniej na papierze. Wodzirej oraz ochroniarze czuwali, żeby próby molestowania skończyły się tylko na próbach. Chętnych do pokazywania swoich bokserek nie było wielu. Do tańczenia - owszem. 


 

Hen night czyli wieczór panieński skończył się w dyskotece, gdzie dołączyli inni znajomi, a potem około 3 rano wszyscy poszliśmy do take awaya coś zjeść.

Stag night - czyli wieczór kawalerski - kończy się najczęściej trzydniową niedyspozycją do pracy i związany jest nierzadko z kontaktami bliższego stopnia z córami Koryntu. Relacja za tydzień.

E, żartowałem. Żona mnie nie puści. Raczej nie inaczej.

środa, 1 lipca 2009

Uther Pendragon - czyli historia związana z moim pseudonimem

To słowo pojawia się dość często na tym blogu, zwłaszcza w podpisie. Chcę ujawnić więcej szczegółów na temat pochodzenia mojego pseudonimu. Ci, którym nieobce są nazwy: Święty Graal, Merlin, Avalon, Camelot i Rycerze Okrągłego Stołu może dowiedzą się czegoś nowego. Pasjonatów tamtych historii pewnie nie zaskoczę.


Uther Pendragon urodził się w Walii wiele wieków temu. Właściwie jest to postać legendarna, więc nie wszystko co teraz napiszę będzie prawdą. Był królem Brytanii. Opisują go jako silnego władcę i obrońcę poddanych. Żył w czasach, kiedy smoki latały nad głowami, stąd jego przydomek – Pendragon – „główny smok”, albo „smocza głowa”.

Uther przybył kiedyś z Walii do Irlandii wraz z 15 tys. wojska, aby wydobyć z irlandzkiej ziemi wielkie kamienie potrzebne do utrwalenia pewnej budowli, która to tej pory była drewniana. Góra Mount Killaraus z pewnym oporem oddawała swoje fragmenty, ale żołnierze Pendragona byli nieustępliwi. Góra zniknęła, obecnie należy również do legend. Nawiasem mówiąc ta góra pojawiła się w Irlandii dzięki niejakim Gigantom z Afryki. Wcześniej jej nie było.

Kamienie okazały się bardzo ciężkie i bardzo trudne w transporcie przez Morze Irlandzkie. Z pomocą przyszedł Merlin, czarodziej potrafiący między innymi przenosić góry. Dzięki jego magii olbrzymie kamienie szczęśliwie wylądowały w Brytanii, gdzie wzmocniły zagadkowy krąg o nazwie Stonehenge. Można je tam oglądać do dziś. 

  
Uther walczył w wielu bitwach i miał wielu wrogów. Najgorszym był Książę Kornwalii – Gorlois. Natomiast żonę miał piękną. Co należało zrobić, żeby posiąść piękną kobietę, która jest żoną najgorszego wroga? Zawołać nieocenionego Merlina. Czarodziej przy pomocy magicznej różdżki sprawił, że Uther przybrał postać Gorloisa, a piękna Igraine wpuściła go do swojej sypialni. Wtedy Uther bez zbędnej sylaby za pomocą swojej różdżki uczynił ją brzemienną.


Prawdziwy Gorlois – trudno się temu dziwić – tej nocy skonał w niewyjaśnionych okolicznościach. Uther ożenił się z Igraine, która po wydarzeniach owej pamiętnej nocy urodziła chłopca. Nadano mu imię Artur. Jakoś nie przeszkadzał Igraine fakt nagłej przemiany rzekomego małżonka w jego wroga Uthera, ani śmierć Gorloisa. Po prostu drugi raz wyszła za mąż. Miłość jest ślepa.


Merlin przydał się wiele razy Utherowi, ale zapamiętano najbardziej pewien mebel jego autorstwa – Okrągły Stół. Tristan (kochanek Izoldy) oraz Lancelot (ten z kolei grzeszył z żoną Artura – Ginewrą) zasiedli przy tym stole dopiero po śmierci Uthera.


Uther Pendragon zmarł w walce i został pochowany w Stonehenge. Jego syn, Artur, w wieku 15 lat wyciągnął tkwiący w kamieniu nie wiadomo od kiedy miecz i został tym samym nowym królem. Był przy tym oczywiście Merlin.


Artur zamieszkał w zamku Camelot wraz ze swoimi Rycerzami Okrągłego Stołu. Kiedy miecz wyciągnięty z kamienia złamał się, Artur otrzymał nowy. Dała mu go Pani Jeziora, bogini, przybrana matka Lancelota. Miecz nazywał się Excalibur.


Po śmierci Króla Artura Excalibur został ukryty na wyspie Avalon, na zachód od Irlandii. Tej wyspy oczywiście nie ma, ale miecz jest tam dokładnie schowany. Avalon to celtycki raj, zwany inaczej Ziemią Kobiet lub Wyspą Jabłoni. Wyspą rządzą piękne czarodziejki i czekają na bohaterów. Jeśli któryś z Was tam zawita, niech się rozejrzy również za Świętym Graalem i Królem Arturem. Podobno też tam jest, żywy lub martwy.


Miecz Excalibur spoczywa spokojnie na mitycznej wyspie Avalon i czeka na czasy, kiedy celtycka krew znowu się przeleje, by w czyjejś mężnej dłoni walczyć znów o dobro, prawość, braterstwo i miłość. Pojawi się w Stonehenge, gdzie spoczywa Uther Pendragon. 

  

Ktoś będzie musiał wtedy wyjąć ten miecz z irlandzkiej skały.