Trafiłem na wieczór panieński w pubie. Właściwie to był
wieczór panieński czterech naraz panien młodych, ale wodzirej został
wynajęty kolektywnie, więc goście zaproszeni z czterech stron świata
byli traktowani jednakowo, łącznie z wolontariuszami, czyli nami.
Zaproszone druhny w liczbie na pewno ponad 100 ubrane były w okazjonalne
„tee shirty”, przepasane szarfami i udekorowane kapeluszami z brokatem
oraz króliczymi uszami.
Hen night czyli wieczór panieński skończył się w dyskotece, gdzie dołączyli inni znajomi, a potem około 3 rano wszyscy poszliśmy do take awaya coś zjeść.
Stag night - czyli wieczór kawalerski - kończy się najczęściej trzydniową niedyspozycją do pracy i związany jest nierzadko z kontaktami bliższego stopnia z córami Koryntu. Relacja za tydzień.
E, żartowałem. Żona mnie nie puści. Raczej nie inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz