KARTY

niedziela, 12 stycznia 2014

Dorożka na Gap of Dunloe

Gap of Dunloe to przepiękna przełęcz pomiędzy dwoma najwyższymi pasmami górskimi w Irlandii. Droga wije się przez ponad 10 kilometrów wzdłuż strumienia i coraz wyżej położonych pięciu jezior. Najlepiej przejechać tamtędy rowerem lub przejść się pieszo. Dla turystów z USA są dorożki. Jestem z turystami z USA, więc bierzemy dorożkę.



Dorożkę wynajmuje się za pubem - czyli za chatką Kate Kearney. Dorożka wyposażona jest w cztery miejsca siedzące, dwa koła i jednego konia. Jest też woźnica, który kasuje po 25 euro od głowy i palcem pokazuje turystom gdzie pojedziemy. 




Dermot rozdaje nam małe poduszki, na których radzi usiąść. Byłem tu wcześniej wiele razy i wiem, że asfalt jest nowy, więc jestem zaciekawiony przeznaczeniem tych poduszek. Ruszamy w górę przełęczy Gap of Dunloe.  



Dermotowi fajna gadka kończy się po dwóch kilometrach. Potem tylko z rzadka zagaduje do nas w stylu "pięknie tu, c'nie?" Mijamy dorożki z innymi woźnicami. Jeden z nich kogoś mi przypomina ;)



Przy niektórych wzniesieniach Dermot woźnica zsiada ze swojego stopnia i idzie obok dorożki. Przy większych stromiznach prosi też nas o spacerek. Koń przecież jest tylko jeden i nie jest jakiś tam mechaniczny, tylko zwyczajny, na trawę. Ma klapki na oczach i wcale nie wygląda na urzeczonego widokami.


Tymczasem wjeżdżamy dorożką coraz wyżej, wysokie góry rzucają cień na dolinę, do tego dochodzą przesuwające się na niebie chmury, dzięki czemu obraz Gap of Dunloe zmienia sie w każdej sekundzie, a każde zdjęcie jest inne. Coraz wyżej i wyżej, ostre zakręty, wąskie mosteczki, zwalone skały, nowe widoki, och i ach.  



Nasz koń dzielnie ciągnie dorożkę. Zielona pożywna trawa jest poza jego zasięgiem, bo za kamiennym murkiem. Koń szuka pożywienia w kamieniach. Szkoda mi go, nie wiem czy się na to pisałem za te 25 euro.





W najwyższym punkcie przełęczy - Dunloe Upper - zawracamy. Znaczy się my zawracamy, bo koń tu nie dojechał nawet z pustą dorożką. Czeka na nas kilkaset metrów niżej. W drodze powrotnej jest już cały czas z górki. Tuż przy moście, gdzie spełniają się marzenia - The Wishing Bridge - s
potykamy autostopowicza. Nie bierzemy gościa, bo nie mamy miejsca.



Na Wishing Bridge wypowiedziałem już wiele życzeń i żadne się niestety nie spełniło. Ale próbować zawsze warto, jak napisał w "Ptaśku" William Wharton. Nie daję za wygraną i wciąż próbuję.

Po wyprawie dorożką na Gap of Dunloe wszystkich nas bolały tyłki i dlatego nikomu tej atrakcji nie polecam. Dwukółki są najgorszymi dorożkami w Irlandii. Nawet poduszki i nowy asfalt nie pomogły. 

Skoro była mowa o Moście Życzeń, to życzę wszystkim moim Czytelnikom, żeby w Nowym Roku spełniły się te marzenia i życzenia, których najbardziej chcecie. I wspaniałych widoków na przyszłość.








Post Scriptum: przez Gap of Dunloe da się całkiem normalnie przejechać własnym samochodem. Pamiętam, jak szukałem tej informacji, kiedy pierwszy raz się tam wybierałem. Z jakimi emocjami wjeżdżałem pierwszy raz na tę krętą drogę pośród najwyższych w Irlandii gór. Czy spadnę z przełęczy i zadepcze mnie stado owiec? A może się zakopię w torfie albo w bagnie? Wpadnę razem z samochodem do jeziora? Jak ominę dorożkę? Nic z tych rzeczy, najwyżej porysujesz samochód, bo tu są takie zawijasy jakich nie uczyli nawet na kursie tańca. Bardzo dobrym pomysłem jest przejechanie Gap of Dunloe z drugiej strony czyli przez Black Valley. Początek trasy na rozstaju Molls Gap, a koniec przy postoju dorożek za chatką Kate Kearney, gdzie znowu pojawia się cywilzacja. Zachęcam do przejechania tej trasy swoim samochodem.

Przy postoju końskich taksówek stoi znak, że dalej to tylko koniem, rowerem albo pieszo. No postawili taki znak i co? Też mogę postawić znak, że dalej to tylko z Pendragon Tours :)

6 komentarzy:

  1. Jak już wspomniałem na FB, zdjęcie Tomasziego rządzi :) Jak z Mordoru czy innego Hobbita :) My wjeżdżaliśmy na przełęcz od strony najbardziej popularnej czyli z dołu do góry, później zawracanie na 3,4,5,6 razy i w dół :) Jest klimat, warto odwiedzić. 25e od głowy to niezła sumka się dorożkarzowi trafi jak jedzie 4 ludzi. Trochę drogawo i chyba się nigdy nie skuszę, jak dane mi będzie jeszcze tam pojechać. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sam przejechałeś to nie ma się co skuszać na dorożkę. Już lepiej rower.

      Usuń
  2. ...hej koniku, trzymaj się;-) Piotrze, kusisz tymi opowiesciami i zdjęciami...Znowu mnie tam ciagnie... jak magnes;-)Dzięki za życzenia;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renata, wiesz gdzie mnie znaleźć. Ale naklejki na przedniej szybie mam ciągle te same :)))

      Usuń
  3. Wyprawa z humorem jaki lubię, a konie w dzisiejszych czasach powinniśmy podziwiać na pastwiskach,a nie przy takiej harówce. Myślę, że wycieczka rowerowa ta z górki oczywiście byłaby nie lada przeżyciem w tych zawijasach, jakich nawet na kursach tańca nie uczą.
    Za życzenia również dziękuję, niech spełniają!!!

    OdpowiedzUsuń