Po zachmurzonym dniu na półwyspie Howth wreszcie wyszło słońce. Byliśmy akurat na wzgórzu pod koniec szlaku fioletowego (14 km).
Z obu stron jak okiem sięgnąć - woda i trochę lądu. Wąski przesmyk, którym tu się wjeżdża, odpływ i mała wysepka - Ireland's Eye.
W powrotnej drodze z klifów przechodzi się przez środek pola golfowego. Należy podążać wzdłuż białych betonowych donic i uważać na latające piłeczki.
Krótki rękaw w połowie listopada - czemu nie. Jutro może spadnie śnieg. Słońce odbija się w zatoce i zachodzi za Góry Wicklow. Potem gorąca zupa pomidorowa w miasteczku i po 20 minutach kolejką jesteśmy z powrotem w centrum Dublina.
Kolorki cudo. I grzybek piękny. Pomidorowa wege?
OdpowiedzUsuńJasne.
UsuńŚlady letniego pożaru wciąż widoczne...
OdpowiedzUsuńJak co roku :)
UsuńŁadne zdjęcia, a i zamek się jakiś załapał
OdpowiedzUsuńJakiś zamek :) Jeden z tysiąca :)
Usuńzapomniałam się podpisać - olga
OdpowiedzUsuńHejka. Chyba się minęliśmy...:-). Trafiłeś na fajną pogodę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI poszedłeś do muzeum w taką pogodę?
UsuńFotki cudne, a kania również :-)
OdpowiedzUsuńMariola