KARTY

środa, 4 września 2013

Na wyspie Cape Clear

Prom w zachodniej Irlandii oznacza po prostu dużą łódź motorową i nie ma nic wspólnego z promem poza tym, że też pływa. Promy na wyspę Cape Clear odpływają z Baltimore i z Schull (czyt. skul). 



Na pokładzie są turyści, miejscowi, psy oraz pudła z zakupami. Na Cape Clear płynie się około 45 minut.



Wyspa Cape Clear to rejon zwany Gaeltacht - mieszkają tu Irlandczycy mówiący w swoich domach po irlandzku. Irlandzka nazwa wyspy - "Cléire" oznacza "przylądek". To południowy przylądek Irlandii, ostatnia zamieszkana wyspa, zaledwie 120 mieszkańców. Przed Famine było ich ponad 1000.




Tuż koło przystani znajduje się sklepikorestauracja An Siopa Beag
Wnętrze sklepu mnie wzruszyło: wino, chleb, słoiczki. Wszystkie potrzebne do życia artykuły zebrane na dwóch półkach, a jak komuś mało to sobie może ryb nałapać albo założyć ogródek za domem. Z tego co się dowiedziałem, to można tu bardzo dobrze i tanio żyć. Aha, jest też darmowe wi-fi i pizza.



Tuż obok znajduje się malutkie centrum turystyczne, jeszcze mniejsze muzeum i pamiątkarnia. Pytam uśmiechniętą panią przy kasie o jakieś mapy wyspy. Jedyna dostępną tam mapą jest zarys wyspy na t-shircie za €10.


Ale jest lepsze rozwiązanie - tuż obok jest plansza informacyjna, można przecież zrobić zdjęcie i mapa gotowa!



Szybkie oszacowanie sił i zasobów. Dziecko można ponieść na barana ale i tak wszystkiego się nie zobaczy, powrotny prom jest za 5 godzin. Decydujemy się na lokalnego przewodnika i wsiadamy do jego vana. Dobra decyzja, drogi tu są tak wąskie, że albo samochód albo człowiek. Opcja "samochód z naprzeciwka" nie wchodzi w ogóle w rachubę.  



Irlandzkie dwupasmówki z pasem zieleni pośrodku, 
bezkolizyjne skrzyżowania i prawie żadnych samochodów. Na wyspie nie ma nawet stacji benzynowej, paliwo przywożą w kanistrach z lądu (zarówno benzyna jak i diesel). 



Cape Clear przedzielona jest w połowie przesmykiem, dzięki czemu z jednej strony na drugą można dostać się pieszo w 10 minut. 
Nasz przewodnik zawiózł nas na północny koniec wyspy i pokazał ciekawe zjawisko, jak to przypływ walczy z odpływem.



W oddali (6 km) na maleńkiej surowej skale majaczy niesamowita latarnia morska Fastnet. Pokazałem ją na zdjęciach Janka Klossa tutaj. Też kiedyś chciałbym się tam wybrać.



Cape Clear jest skalista, ale też zarazem bardzo zielona. Te drogi wyglądają jak korytarze wyrąbane w dzikim gąszczu krzaczorów, zbocza są porośnięte chaszczami, kwiatów też jest sporo. Wpływ Golfsztromu powoduje że przyroda jest tu bardzo bujna, ptaków jest zatrzęsienie.



Do najbliższej wyspy są dwa kilometry. Za wyspą jest kolejna i potem jeszcze jedna. Do stałego lądu jest 13 km, ale z kilkoma przystankami na innych wyspach nietrudno się tu było dostać nawet w średniowieczu. Dlatego poszukiwacze zabytków znajdą tu i stary zamek, i ruiny klasztoru, dwa menhiry a nawet grobowiec korytarzowy sprzed 5000 lat.



Pośrodku wyspy stoi drogowskaz pozwalający zorientować się gdzie jesteśmy. Wszystkie odległości oczywiście w milach morskich, bo jesteśmy przecież na wyspie. Mila morska to ponad 1,8 kilometra na lądzie. 




Przy północnej przystani stoi hostel, wioska indiańska z bieżącą wodą i kilka murowanych domów do wynajęcia. Jest też szkoła podstawowa, w której uczy się ośmioro miejscowych dzieci. W wakacje dzieciaki pływają 
po oceanie w kajakach. 



W drodze powrotnej do przystani zatrzymujemy się w jednym z dwóch pubów na wyspie. Na pytanie o cappucino barman odkłada piłę i pokazuje splamiony farbą fartuch po czym mówi: "mam neskę i wrzątek, może być?". Hej, dawno kawa nie smakowała tak dobrze!



Samochody poruszające się w pobliżu przystani to ciekawy gatunek. Garda na wyspę nie zagląda, na drogach nikt cię nie wyprzedzi ani się nie zderzy, nie ma więc powodu aby płacić za ubezpieczenie, podatki jakieś, przeglądy... Benzynę trzeba przywieźć z Irlandii, sznurek do przymocowania maski też, rejestrację zerwał wiatr kilka lat temu... Trzecie życie jeżdżącego złomu. Po wydaniu ostatniego prychnięcia ze starej fury można zrobić jakiś kwietnik albo zrzucić ją z klifu.



W przenośnym baraku przy przystani trafiliśmy na bibliotekę. Z zewnątrz niepozorna ale jak się okazało po rozmowie z pania bibliotekarką - ludzie na Cape Clear sporo czytają. I to czytają po irlandzku. Mogą zamówić dowolną książkę z bogatych zasobów wielkiego hrabstwa Cork i ona przypłynie tu za kilka dni/tygodni łodzią.



Na wzgórzu przy przystani w otoczeniu ruin kościoła i grobów z XVI czekamy na powrotny prom do Irlandii. Gdzieś tu urodził się w V wieku św. Kieran, jeden z 12 Apostołów Irlandii.



Na przystani spotykamy większość z tych, których gdzieś tam spotkaliśmy w ciągu ostatnich godzin. Ostatni prom z/do Irlandii to listy i paczki, zakupy z Supervalu ze Skibbereen, ostatni turyści, którzy tu zostaną na noc w jedynym B&B, pies odebrany od weterynarza, ludzie pracy wracający z pracy, Japończycy wracający na mainland itd.




Żeby tu przyjechać trzeba bardzo chcieć, dlatego nie ma tu tłumów. Od Dublina to bardzo daleko - również jeżeli chodzi o tempo i jakość życia.


Nasz przewodnik przyjechał tu z Dublina kilkanaście lat temu. Był zaproszony na ślub znajomych, spodobało mu się to miejsce i po prostu został. Podobnie zrobił Chuck Kruger, autor książek i albumów fotograficznych poświęconych wyspie Cléire.



Mieszkając na wyspie, na terenie Gaeltacht pośród Irlandczyków mówiących swoim językiem wcześniej czy później samemu zaczyna się mówić po irlandzku.  


Moim przewodnikiem po wyspie Cape Clear był Fearghal.

5 komentarzy:

  1. No,no,no.... Nie chciałbyś się zamienić jeśli chodzi o szukanie przygód? A tak na serio: czy Irlandia przestanie nas kiedyś zaskakiwać? Dobrze że chociaż my doceniamy Jej piękno...
    Pozdrawiam Piotrze, pozdrawiam. Ciebie jak również przeuroczą Żonę i dzieciaki. Piotr i Dorortka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamienić to nie, ale fajnie byłoby kiedyś się razem gdzieś wybrać i poszukać czegoś fajnego. Masz rację, ciekawe rzeczy i widoki są wokół i tylko je brać! Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. Bajka nie wyspa :) Dobre miejsce na przystanek, jak ma się już wszystkiego dosyć... Muszę sobie zapisać nazwę, może kiedyś się przyda... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piter, wifi było za free,ale za pizzę chcieli kasę...

    OdpowiedzUsuń