KARTY

wtorek, 23 kwietnia 2013

Na wyspach bezludnych - Blasket Islands

Na przystani Dunquin nie ma nikogo. O tej porze roku na wyspy Blasket łodzie pływają bardzo nieregularnie, bardzo dużo zależy od pogody. Czasem przez kilka tygodni fale i wiatr są zbyt duże, żeby te trzy mile przepłynąć. Aby dostać się na wyspy Blasket najlepiej wziąć tradycyjną wiosłową łódź currach. Mój przewodnik wyciąga z kieszeni klucz i odpina kłódkę.



Z portu Dunquin widać największą z wysp Blasket, której garb wznosi się wysoko nad oceanem. To za daleko, aby zobaczyć jakieś szczegóły, więc sięgam do kieszeni.

Opieram obiektyw aparatu o skałę ale to na nic, wiatr jest zbyt silny. Rozmazane trzy białe domki - to wszystko co udaje mi się zobaczyć. 



Ponad godzina ostrego wiosłowania i dobijamy do brzegu wyspy Great Blasket. Zmęczeni i mokrzy wyciągamy łódź na brzeg i docieramy do tych trzech białych domów, które widziałem z brzegu. Nikogo tu nie ma, domy są opuszczone. Wokół hula wiatr, pasą się owce i skaczą dzikie zające. Ostatni mieszkaniec wysp Blasket wyjechał stąd 17 listopada 1953 roku.




Hmmm... Upijam kolejny łyk kawy i patrzę przez okno snując swoje marzenia. Kiedyś to zrobię i popłynę na wyspy Blasket. Dam się wychłostać wiatrowi, przejdę się grzbietem klifów, obejrzę resztki domów opuszczonych ponad pół wieku temu. Zobaczę jak odpływa moja łódź i poszukam sobie schronienia na noc. Pewnie będę sam, bo nie znajdę drugiego takiego wariata. Póki co siedzę w Blasket Visitor Center i patrzę na wyspę Great Blasket przez szybę. Pomiędzy nami tylko 3 mile Atlantyku. Tylko tyle i aż tyle...




Wyspy Blasket były zamieszkane przez Irlandczyków, którzy nie znali w ogóle angielskiego. Niesamowita enklawa z własnym królem, który mieszkał w najwyżej położonej chacie. 30 domów, 170 osób. Do stałego lądu 3 mile, plus 5 mil do najbliższego księdza i 12 mil do najbliższego lekarza. Nigdy tu nie dotarła elektryczność. Rząd irlandzki nakazał ewakuację wyspy dla bezpieczeństwa jej mieszkańców.


Cywilizacja w XX wieku przyspieszyła a Wyspy Blasket zostały w tyle. Byle sztorm mógł przeszkodzić akuszerce w przyjęciu porodu, pomoc medyczna mogła nie zdążyć na czas. Od lat 30. ludzie stąd zaczęli wyjeżdżać do lepszego świata. Wielu wyspiarzy zamieniło swoje chaty na domy z gankiem na przedmieściach Springfield w Massachusetts, US. Reszta otrzymała od irlandzkiego rządu domy na lądzie z widokiem na swoją dawną wyspę. Blaskety stały się wyspami bezludnymi.




Tradycyjna chałupa na Blasketach miała tylko jedno wejście (bo silne wiatry) i dużą kuchnię, która służyła do tańców w czasie zabawy i do czuwania nad zwłokami w czasie zadumy (wake). Domy nie były kryte strzechą, bo słomy na wyspie nie było. Zamiast tego używano skór zwierzęcych lub morskiej trawy. Materace i poduszki wypchane były gęsimi piórami, przykrycie stanowiły koce z owczej wełny i patchworki z resztek różnych tkanin. Wiele mebli zrobionych było z drewna wyrzuconego przez fale. Pożywienia dostarczał ocean i małe poletka utworzone z piasku i wodorostów. Mimo surowych warunków nikt na Blasketach głodny nie chodził. Słodką wodę czerpano wprost ze źródła na wyspie. Czasem morze wyrzucało beczkę z winem - to był jedyny alkohol na wyspie. 



Wyspa Great Blasket była na tyle duża, że można było tam polować na ptaki i dzikie króliki i jednocześnie tak mała, że każda zatoczka i klif miały swoją nazwę. Każde pole również było nazwane. Kiedy patrzyłem na starą mapę wyspy nie mogłem uwierzyć, że cały świat tych ludzi był tak dokładnie nazwany, oznaczony i oswojony.



W Centrum Turystycznym Wysp Blasket można spędzić mnóstwo czasu, usłyszeć irlandzką mowę i nawet wziąć krótką lekcję języka. Z pewnością więcej tam można dowiedzieć się o życiu na Blasketach niż na samych wyspach, gdzie przecież nikt już nie mieszka. 



Film wyświetlany w sali kinowej pokazuje ludzi, którzy na Blasketach mieszkali. Mówią po irlandzku, napisy są po angielsku. Widzimy ostatniego człowieka, który tam się urodził. Teraz ma 72 lata. Widzimy ówczesnych rzemieślników, rybaków i poetów. Oglądamy świat, którego już nie ma. A trzy białe domki wciąż stoją. 



Poeci i pisarze pośród niepiśmiennych, rolnicy na kamiennych poletkach nawożonych wodorostami, rybacy którzy nie wiedzieli, że homary da się jeść a łososie da się sprzedać. 





Oglądam mapkę wyspy, zaznaczone są na niej domy ostatnich mieszkańców. Niektórzy z nich zostawili po sobie książki i tomiki. Niektóre z nich przetłumaczono na język angielski. 

Wikingowie w X wieku nazwali wyspy Blasket "niebezpiecznym miejscem". Mieszkańców ewakuowano dopiero tysiąc lat później. Tyle dzieli nas - współczesnych ludzi - od prawdziwej natury.

21 komentarzy:

  1. Coraz bardziej ekstremalne te Twoje wyprawy, ale i ciekawsze. Kręcisz filmy? Chciałabym oglądać Twoje reportaże w TV albo chociaż w sieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmów nie kręcę, tylko reklamówki. Na jutubie masz mój kanał. Sama też tam jesteś :)

      Usuń
    2. Nie mogłeś się oprzeć i wrzuciłeś. Cyrk na kółkach, dosłownie i w przenośni, ja chyba nawet śpiewam, na szczęście cichutko. Nie miałam pojęcia, że mnie nagrywasz, Ty przecież ciągle z aparatem w rękach, myślałam, że fotki strzelasz.

      Pooglądam te twoje filmy, jak tylko mi się YT odwiesi, wkurza mnie muzyczka, wolę komentarz słowny, ale najwyżej głos wyłączę ;) Fajne te obrazki z Belfastu.

      Usuń
  2. Widziałem Wyspy Blasket z brzegów Półwyspu Dingle. Mniej więcej ich historię znałem, że mieli ciężko, mówili Gaeltacht, i że ich stamtąd wytransportowano. Fajnie, że zahaczyłeś o ten temat, byłoby sprawą interesująca znaleźć się na Great Blasket i spędzić na niej 2 dzionki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ...jestem zaskoczona ze w tych dwoch pustych domkach nie bylo sladow wspolczesnej integracji europejskiej czyli puszkach po karpackim ,znaczy to ze ziomale wola byc blizej Social Department Office...

    OdpowiedzUsuń
  4. Klimat jak z filmu Igła z Donaldem Sutherlandem, świetny post, świetny klimat

    OdpowiedzUsuń
  5. Mialem przyjemnosc goscic na Great Blasket dwa razy. Spedzilem tam w sumie 4 noce. Piekna sprawa. Mieszkancy dobrowolnie opuscili Wyspy jako, ze nie bylo komu zostac. Jedna szkola zostala zamknieta, dzieciaki trzeba bylo dowozic lodziami na staly lad do szkoly a jak byl sztorm to kilkanascie dni bywali odcieci od Swiata. Do tego kazdy mlody emigrowal na staly lad a dziadki zostawaly bez opieki , itp itd.
    Te trzy biale domki sa "nowe". W jedym z nich do niedawna bylo schronisko mlodziezowe czynne w okresie letnim. Hostel ten juz nie dziala. Ale na jego tylach jest chyba jednyna toaleta na wyspie i woda z kranu :) Wyspe w okresie letnim zamieszkuje Niemiecka przedzarka co to przedzie rozne swetry i skarpety z owczej welny. Pojawiaja sie tez ludzie co to lubia na Blasketach spedzic kilka tygodni ... poznalem jednego z nich, co roku spedza gostek kilka tygodni na Great Blasket i zyje z tego co mu zostawiaja turysci. Odwdziecza sie niesamowitymi opowiesciami o Wyspie, sluzy za przewodnika a jak ma dobry humor to przepieknie gra na flecie. Kiedy nocowalismu na Wyspie a bylo nas kilka osob to kazdy zabral fire logi ze stalego ladu i rozpalilismy wielkie ognisko na wyspie. Kilmat byl niesamowity. O swicie na jedynej plazy na GBI mozna spotkac setki odpoczywajacych fok! W lecie wraz z pierwszym statkiem na GBI plywa przewodnik z OPW. Jak ktos chce to oprowadza on wycieczki po wyspie i opowiada co tu bylo. Z samej wycieczki na wyspe moza sie wiele dowiedziec. Dopelnieniem szczescia jest wczesniejsza wizyta w centrum turystycznym Great Blasket .... polecam ta wyspe. Inny swiat. Acha na koniec dodam ,ze na stale na GBI mieszka kilka osiolkow i cala masa krolikow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz pamiętam, mówiłeś mi o tym ognisku. Właśnie zbieram drewno na ognisko przy skrytce "Can you" w piątek o 21, wpadajcie.

      Usuń
    2. postaram sie wpasc! dzieki za info.

      Usuń
  6. A i jeszcze jedno. Na wyspie sa kleszcze .... jest ich cala masa. Wiec chodzienie na boso, choc jest calkiem przyjemne , odpada. Za pozno sie o tym dowiedzielismy ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś po powrocie z Aranów musiałem pójść do lekarza, bo nie podobały mi się ślady po kleszczach. Lekarz był zdziwiony, że tu w ogóle są kleszcze, ale on był Czech ;)

      Usuń
  7. mi się najbardziej podobał Śpiący Olbrzym (oczywiście z daleka, nie byłam na nim). Film, o którym piszesz wzruszył mnie bardzo a jeszcze bardziej wszelkie pamiątki, listy od osób, które z Blaskets wyjechały do USA i tak dalej. Przejmująca była wizyta w tym centrum turystycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie najbardziej niesamowite było słuchanie i oglądanie na tym filmie Irlandczyków mówiących po irlandzku. To takie dziwne, nieprawdaż?

      Usuń
  8. Na pewno tam wyruszę już w krótce. Fajny opis! Kleszcze są powiadasz....

    OdpowiedzUsuń
  9. ale dajecie czadu,brakuje jeszcze ruin i morderczych bluszczy

    OdpowiedzUsuń
  10. Chętnie bym tam zamieszkała. Nie wiem co prawda czy na dłużej czy na chwilę, ale ciekawie brzmi taka samotnia.

    OdpowiedzUsuń