KARTY

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Wyprawa do Kilternan - relacja

Zgodnie z obietnicą - dziś relacja z wyprawy, którą ogłosiłem tydzień temu. Celem było znalezienie dolmenu ukrytego w krzakach porastających wzgórza nieopodal Dublina. Dla przypomnienia - dolmen to ciężka konstrukcja z wielkich kamieni zbudowana około 4-5 tysięcy lat temu w niewiadomy sposób i w niewiadomym celu. 

Na ogłoszenie odpowiedziało kilka osób, jednak przegląd ich wyposażenia zrobiony tuż przed wymarszem na stacji benzynowej wykazał poważne braki. Ludzie w nieodpowiednim obuwiu musieli wrócić do domu. Zostało nas trzech - Mr Orzechowski, xpil i ja.     



Ostatni kilometr przejechaliśmy drogą na której dwa samochody nie mogą się wyminąć, bo jest za wąsko. Asfalt się skończył, współrzędne GPS wskazywały na pobliskie zbocze zakryte krzakami, żadnej ścieżki ani niczego co by ścieżkę przypominało. Prywatne
tereny, ogrodzenia, bramy i kłujące zarośla. Wszystko to dwa kilometry od obwodnicy Dublina. Oczywiście żadnego znaku ani brązowej tabliczki, która by wskazywała kierunek. (dlatego właśnie nazwałem to wyprawą) 

Przy pierwszym domu, gdzie postanowiliśmy zasięgnąć języka powiedziano nam, że dostać się do dolmenu jest bardzo trudno :) i że zdjęcie możemy przecież zrobić stąd. Rzeczywiście dolmen było widać, bo palec pani udzielającej nam rad wskazywał odległą szarą plamę w bezkresnej zieleni kolcolistów. Na zdjęciu poniżej (zrobionym już pod dolmenem) widać właśnie ten dom skąd pokazywał nam palec. Widać w ogóle ten dom?



Chcieliśmy jednak dolmena dotknąć osobiście i namacalnie. 
Kłopot polegał na tym, że nawet jak przejdziemy przez bramę tej pani, to zaraz będzie kolejna brama należąca do kogoś zupełnie innego. Pani poradziła nam, żebyśmy spróbowali w sąsiednim domu, odległym o pół mili, powinno być bliżej i mniej dodatkowych bram.



W drugim domu powiedziano nam, że dolmen jest tam z tyłu i że możemy oczywiście przejść przez ich bramę, ale zaraz dalej będzie druga brama należąca do kogoś innego. I chyba będzie ciężko przez nią przejść, bo jest wysoka, stalowa i ma kłódkę. Ale możemy też spróbować w kolejnym domu pół mili dalej...


W trzecim domu dziadek powiedział, że do dolmenu jest bardzo trudno się dostać. Może gdyby pójść tam w lewo i za żywopłotem skręcić w taką małą ... Popatrzyliśmy po sobie z rezygnacją. "Albo lepiej chodźcie za mną" - powiedział dziadek i zaprowadził nas na tył swojej posesji. Otworzył furtkę obok jakiejś szopy na narzędzia, minął coś na kształt kurnika albo innej banderozy i wskazał żywopłot. "Jeżeli uda wam się tamtędy przejść to będziecie już bardzo blisko dolmenu".  



Przeszliśmy po desce, minęliśmy zarośla, pokonaliśmy drut kolczasty. Potem było już z górki. Z górki wprost do strumienia, potem drugi drut kolczasty, kawałek tej drogi z bramami, elektryczny pastuch i kolczaste zarośla. I mała sesja zdjęciowa :)






W drodze powrotnej kolejność odwrotna. Kolcolist, pastuch, droga, drut kolczasty, strumień, drugi drut, deska. Przerwa na dziadka - pokazujemy mu zdjęcia i dziękujemy za pomoc. Potem jeszcze droga do samochodu - zapadający się mostek, jakiś tartak, psy i kolejny strumień. Wreszcie samochód zaparkowany na końcu drogi z napisem "droga prywatna". Koniec wyprawy, wracamy do stolicy, która zaczyna się trzy kilometry dalej.




Takie miejsca jak dolmen Kilternan, które leżą na prywatnych terenach, są pod ochroną państwa - to dziedzictwo kulturowe Irlandii i poświadcza to stosowna tabliczka w dwóch językach. Problem w tym, że dostać się do nich można jedynie z powietrza. Alternatywą jest droga, którą dziś przeszliśmy. A prawdziwą przeszkodą nie są wcale te bramy, elektryczne pastuchy, kamienne murki, druty kolczaste i strumienie, nie są nimi również dzikie bestie typu konie, byki, krowy, owce i lamy. Prawdziwą przeszkodą są gęste i kłujące zarośla, które w większości przypadków oddzielają prywatne tereny. Przejść przez te zarośla się nie da i pozostaje wędrówka szlakiem drutów kolczastych, elektrycznych pastuchów i kolcolistów. Powodzenia!

18 komentarzy:

  1. Witaj
    Nie wiedziałam o ogłoszeniu, a wyprawa przednia :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy samym dolmenie atmosfera była tak nasączona tysiącletnią druidzką magią, że gdybyśmy byli dziewicami, i gdyby była północ, jak nic zaczęlibyśmy pląsać nago.

    A tak, skończyło się (na szczęście!) na zdjęciach i widoczkach okolicznej przyrody ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł, następna wyprawa tylko dla dziewic, obuwie nieistotne ;)

      Usuń
  3. udało się wrócić na rosół? Cóż, za mrożąca krew w żyłach przygoda..Szkoda mi tylko tych osób, które musiały skończyć wyprawę na parkingu. PS. Co to jest "banderoza"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosół, kiełbaski i piwo. Banderoza to rodzaj szopy, w której dziadek pędził bimber (kiedyś).

      Usuń
    2. tak to jest jak się nie miało dziadka pędzącego bimber...człowiek przez to ma uboższe słownictwo ;)

      Usuń
    3. To pewnie też nie znasz słowa "berbelucha" ;) Jeden z gatunków ;)

      Usuń
    4. i tak oto człowiek na obczyźnie uczy się całkiem interesujących nowych słów w ojczystym jezyku ;)

      Usuń
    5. Nie tylko słówek. Pracowałem z ludźmi z Siemianowic Śląskich i nauczyłem się ich akcentu, który podobno jest charakterystyczny dla tego miasta :)

      Usuń
  4. Wyprawa wyborna. Podziwiam, szczególnie za krzaki i drut kolczasty. Pendragonie czy zawsze trzeba przemierzyć tak trudną drogę do większości najciekawszych atrakcji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie ma reguły. Czasem jest trudniej wtedy może być ciekawiej, ale czasem jest trudno a nieciekawie. Innym razem dość łatwo i rewelacyjnie.

      Usuń
  5. To kiedy ta następna wyprawa dla dziewic?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kapitalna opowieść! Bardzo wciągająca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry wypad za miasto - przyklaskuję :) Też bym się chętnie sponiewierał w jakiś krzaczorach i mokradłach. Czasami dobrze człowiekowi robią tego typu atrakcje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś namierzyłem dolmen koło Ciebie, chcesz namiary? :)

      Usuń