Jedną z wielu rzeczy, które w Irlandii dziwią przybyszy z
 kontynentu jest powszechny zwyczaj przechodzenia przez jezdnię na 
czerwonym świetle. Początkowo może to być zaskakujące, zwłaszcza kiedy 
widać w pobliżu umundurowanego funkcjonariusza pilnującego naszego 
bezpieczeństwa, który nie biegnie wcale z gotowym mandatem. Potem 
przestaje nas to dziwić aż w końcu łapiemy się na tym, że kiedy nic nie 
jedzie to sami przechodzimy na drugą stronę bez względu na kolor 
światła. Jeżeli nic nie jedzie – przecież to oczywiste, że można wtedy 
przejść. 
 
Nagminne
 łamanie przepisów ruchu drogowego przez pieszych odbywa się tu przy 
całkowitej akceptacji kierowców oraz policyjnych stróżów porządku - 
funkcjonariuszy Gardy. Ileż to razy widziałem kiedy samochód zatrzymywał
 się na przejściu, żeby przepuścić pieszych stojących na czerwonym... 
Nadmierna uprzejmość? Raczej nie... Bo Gardzista stoi obok, a kierowca 
jeszcze podnosi palec znad kierownicy, żeby zachęcić do przechodzenia. 
Pełna współpraca. Szofer może poczekać, mandat też. Pieszy ma tylko 
spojrzeć w lewo albo w prawo i jak nic nie jedzie to może przejść.
  
  
Parafrazując
 – na początku był pieszy. Potem pojawiły się pierwsze zaprzęgi konne, 
potem Fordy i Rovery a dopiero na końcu światła na skrzyżowaniach. I w 
takiej właśnie kolejności obowiązuje pierwszeństwo na drogach w 
Irlandii. Kierowca ma tu zawsze przewagę, bo nie pada mu na głowę, bo 
może jednym ruchem nogi przyspieszyć, bo i tak przez całą drogę zajęty 
jest rozmową przez telefon, wiec co mu szkodzi chwilkę zaczekać. Ta 
zasada sprawdza się również na skrzyżowaniach bez sygnalizacji – 
kierowca mający pierwszeństwo podnosi znowu palec i puszcza tych 
podporządkowanych gadając namiętnie przez swoją nieodłączną komórkę. 
Tutejsze
 niepisane prawo dające zawsze pieszym pierwszeństwo ma swoje 
wytłumaczenie również w specyficznie pojmowanym w Irlandii 
bezpieczeństwie. To kierowca ma uważać, aby nie potrącić pieszego, a nie
 bezbronny pieszy. A czerwone światło jest wyłącznie dla kierowców. 
Trochę przypomina mi to surowe zasady obowiązujące na osiedlach w 
Niemczech, gdzie kary za potrącenie bawiącego się dziecka są bardzo 
wysokie. Mając w rękach kierownicę trzymasz narzędzie zbrodni. Więc 
uważaj podwójnie. A najbardziej na tych skrzyżowaniach, gdzie kolorowe 
światła są tylko dla samochodów ale linie dla bezbronnych pieszych są 
wyraźnie zaznaczone.
  
  
Czasem
 nasuwa mi się porównanie z polskimi drogami, gdzie kierowca jest królem
 szos oraz przejść dla pieszych, na których wszyscy poddani oddają mu 
zachlapany kałużą pokłon. A kiedy wyobrażę sobie, że w Polsce ktoś na 
ruchliwej drodze zatrzymuje się, włącza awaryjne i idzie spokojnie do 
bankomatu tamując ruch na kilka minut to prawie słyszę sypiące się przez
 uchylone okna pojazdu przekleństwa i widzę wprawiane w ruch pięści. W 
podobnych sytuacjach w Irlandii słyszałem jedynie klakson i to tylko w 
Dublinie, skąd pochodzą dzisiejsze fotki. Tu zazwyczaj klaksony służą 
głównie do pozdrawiania się. W Dublinie, na głównym lotnisku kraju przy 
wyjściu z terminalu dla przylatujących zainstalowano specjalne światła, 
które odmierzają jedyne 15 sekund do pojawienia się tego zielonego. 
Wynalazek ten przeznaczony jest dla Irlandczyków, którzy wracają z 
wakacji (gdzie by to nie było) – żeby im przypomnieć, że na całym 
świecie czerwone światło oznacza STÓJ! Ale tutaj ta zasada przecież nie 
obowiązuje… 
  
  
Każdy
 słyszał chyba polskie powiedzenie – „Co masz zrobić dziś – zrób 
pojutrze, będziesz miał dwa dni wolnego”. Irlandzka wersja mówi: „Co 
masz zrobić w godzinę – zrób w cztery – i tak nic się nie stanie”. 
Skróćmy to jeszcze bardziej – do czekania na zielonym – "Przepuść 
pieszego - spóźnisz się gdzieś?". 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz