KARTY

wtorek, 20 lipca 2010

Cork

Kiedyś pisałem, że Irlandia to mała wyspa. Kiedy jeżdżę sobie na moje pobliskie wzgórze Tara w hrabstwie Meath, żeby się wyciszyć po wiejskim zgiełku to widzę wszystkie irlandzkie wzgórza w czterech kierunkach. Przed Belfastem, za Dublinem, koło Limerick, przed Cork. Wzgórza niedaleko Cork zobaczyłem w ostatni weekend całkiem z bliska.
  
Okazją do odwiedzenia Cork było zaproszenie na Rozmowy (nie)Kontrolowane, których gościem specjalnym w ostatnia sobotę hmm, byłem ja sam. Szczegóły na stronie Piotra Słotwińskiego, gdyby ktoś chciał wiedzieć coś więcej o tych spotkaniach. Poznałem ciekawych ludzi, których na emigracji nie brakuje i mogłem wygadać się do woli przy kilku pintach Guinnessa.
  
Cork jest naprawdę dużym irlandzkim miastem, drugim co do wielkości w Irlandii, a liczba jego obywateli to prawie połowa mieszkańców Zabrza! Gdybym chciał napisać coś o jego historii i zabytkach, to pewnie bym nie skończył, dlatego ograniczę się do własnych wrażeń i obserwacji z tego krótkiego pobytu.
      
Przyjeżdżając z irlandzkiej wsi, gdzie mieszkam od ponad dwóch lat, ujrzałem irlandzki krajobraz wielkomiejski. Prawie na każdym skrzyżowaniu – światła. Długie nabrzeże portowe i budynki pamiętające lepsze czasy. Kolorowe niskie domy i duże czerwone hale mieszczące centra handlowe. Pomniki, mosty, pensjonaty B&B na każdym kroku. I jeden wieżowiec, The Elysian, największy budynek w mieście.
  
Elysian jest również najwyższym budynkiem w kraju. Jest też dobrym symbolem irlandzkiej recesji – zbudowany za koszmarne pieniądze - stoi teraz pusty, bo ceny wynajmu przewyższają chęć zasiedlenia wieżowca.
  
Dwa lata temu byłem już w Cork, wtedy z nudów przyjechałem tu z kierowcą ciężarówki, który woził tu codziennie betonowe elementy na budowę budynku The Elysian. Od tamtej pory wiele się zmieniło – Tadek już nie wozi materiałów na żadne budowy, biurowiec wykończono, zniknęły baraki, w których budowlańcy spożywali lunch, zniknęli również sami budowlańcy. Wrócili do Polski. Nie zmieniła się flaga Cork – w dalszym ciągu jest czerwono-biała.
  
Polaków wciąż tu dużo, niektórzy mówią, że nawet więcej niż w Dublinie. Co z tego, skoro dla nich Cork to wiocha. O pracę tak samo trudno jak gdzie indziej. Pojawiają się głosy, że może lepiej wyjechać stąd gdzie indziej, żeby nie oglądać upadku Irlandii. Ale jeszcze nie do Polski.
  
Cork ze swoją typową niską irlandzką zabudową posiada gwarne, nowe centrum, zwłaszcza nocą. Ulice i chodniki pełne wesołych ludzi, puby pełne i głośne, jednak za muzyką na żywo trochę trzeba się nachodzić. Do Temple Bar w Dublinie daleko, oj daleko…
  
Irlandzka tradycja grania dla ludzi szybko tu ustępuje muzyce z płyt. Nawet gitary tanieją, kto dziś kupi wiosło Joe Strummera z The Clash…
  
Cork ma piętrowe odkryte autobusy wycieczkowe z kierowcą - przewodnikiem, podobnie jak Dublin, Londyn i Berlin. Jednak czekają one w milczeniu na turystów w kolejce na ulicy Grand Parade. Może turyści jeszcze śpią po nocnych harcach, a może w ogóle nie przyjechali…
  
Pensjonat B&B, w którym się zatrzymałem prowadziła sympatyczna Rosjanka otoczona wiankiem dzieci, jak to matrioszka. Znała po angielsku tyle słów, co ja po niemiecku, więc dogadaliśmy się bez problemu po rosyjsku. Śniadanie w postaci omleta z jednego jajka rozwałkowanego dla zwiększenia wrażenia uzupełniłem w pobliskiej Centrze rollem i dodatkową kawą, bo ta poranna w cenie noclegu cienka była jak mój materac oraz ów rozwałkowany omlet. Zabrałem jakieś ulotki z kominka i ulotniłem się z tak miło wyglądającego wieczorem domku. Popijając kawę ze styropianowego kubka w samochodzie zastanawiałem się, czy lepiej bym wspominał pensjonat Redclyffe, który zarezerwowałem dwa dni wcześniej. Na 14 opinii na stronie internetowej miał 12 negatywnych. Najlepsza była ta: „Wolałbym spać w samochodzie!!!”.
  
Poznałem już wiele irlandzkich miasteczek i wsi, ale dopiero po bliższym obejrzeniu Corku mogę z przekonaniem stwierdzić, że Irlandia jest nadal biednym krajem, celtycki tygrys stał się znów kotkiem jedzącym suchą karmę z Lidla, a zwykli ludzie mają jak zwykle - pod górę.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz