piątek, 30 maja 2014

Wikingowie powracają - trzeci sezon

Trzeci sezon "Wikingów" będzie się kręcił. Nad jeziorem Guinnessa czyli nad Lough Tay w Górach Wicklow powstaje znowu wioska, którą fani serialu dobrze znają. Nowe odcinki w TV już w 2015 roku. Nie mogę się doczekać. 









Dla zabicia czasu - 11 godzin motywu przewodniego :) If I Had a Heart

czwartek, 22 maja 2014

Trzy siostry w górach Wicklow

Trzy siostry w górach Wicklow to wzgórza Seefin, Seefingan i Seahan. Ich przydomek pochodzi od wspólnej litery S jak "sister". Inna wspólną cechą tych wzgórz są megalityczne grobowce stojące na ich szczytach. Poza tym na wszystkich trzech szczytach umieściłem geoskrytki, żebyście łatwiej tam trafili. Warto tam pójść w pogodny dzień, aby popatrzeć na Dublin z góry oraz na Wicklow Mountains z lotu ptaka.



Wzgórza znajdują się na terenie bazy wojskowej i czasem widzę tam wielkie czerwone znaki informujące, że dziś jest dzień strzelania. Jeśli takich znaków nie ma, to można śmiało wchodzić.



Trasa, którą proponuję zaczyna się przy drodze R114, z której należy zjechać w lewo w drogę o czterocyfrowym numerze - drogę ostatniej kategorii. Trzy kilometry dalej można zacząć wędrówkę. Dobrze jest ze mieć sobą psy, ale warto uważać na wałęsające się po okolicy owce i mieć smycze w pogotowiu. Ostatnio znaleźliśmy uciekniętego psa kilometr dalej. Dzielnie w pojedynkę osaczył dwie owce i nie chciał się słuchać. Dalej niestety musiał pójść na smyczy.



Pierwsze wzgórze to Seahan z kamiennym grobowcem pokrytym trawą, markerem i widokami na Dublin Bay.



Geoskrytki wspomniane wcześniej to małe pudełeczka umieszczone np. pod kamieniami w różnych miejscach świata. Po więcej szczegółów zapraszam na mój wpis o geocachingu w Irlandii. Znawcy tematu mogą zaparkować w punkcie N 53°12.974 W 006°23.818 i iść na poszukiwania moich trzech skrytek.



Drugie wzgórze jest górą usypaną z kamieni, pod którą 4000 lat temu kogoś pochowano. Na wzgórzach grzebano wtedy miejscowych władców, żeby nawet po śmierci mieli oko na swoje włości.





Przejście do trzeciego wzgórza jest pełne emocji, bo akurat zaczęło lać. Robi się grząsko i nie wiemy, czy jeden z tych trzech piorunów, które odwiedzają Irlandię co roku nie walnie właśnie w nas.



Deszcz mija tak szybko jak się zaczął, kiedy docieramy do ostatniego grobowca. Tym razem w trzecim kurhanie usypanym z kamieni jest szpara, jakieś wejście.



Oczywiście ludzie 4 tysiące lat temu nie jedli tyle co my teraz, ale jednak udaje mi się przecisnąć do środka.



Do wnętrza grobowca prowadzi korytarz, na ścianach widzę megalityczne znaki i przedpotopowy mech.







Pora wracać, bo idzie kolejna chmura. Droga w dół przez wrzosowiska i jagodowiska do drogi ostatniej kategorii, gdzie jest zaparkowany samochód zajmuje około 40 minut.



Powrót do pierwszych świateł naszej cywilizacji to kolejne 20 minut.



Cieszy mnie, że nowe lasy wokół Dublina rosną.



Na koniec zdjęcie jednego z naszych towarzyszy.

piątek, 16 maja 2014

Connemara

Connemara zamieszkana przez ludzi, którzy w domach rozmawiają po irlandzku jest pięknym surowym obszarem Irlandii. Kiedy odddalam się od tras znanych z przewodników, trafiam na napisy po irlandzku i próbując domyślić się co oznaczają drapię się głowie, bo mój irlandzki wciąż raczkuje. Jednak z pomocą GPS da się stąd wrócić do cywilizacji.





W takich miejscach czas się zatrzymuje. To jest inny świat, gdzie przez pół dnia możesz nie spotkać nikogo oprócz owiec.























poniedziałek, 12 maja 2014

W jaskini Diarmuda i Grainne



Do irlandzkich jaskiń zaprosił mnie Michał, znany w UK i Irlandii grotołaz i mój czytelnik :) Jestem mu wdzięczny za tę fantastyczną przygodę.



Michał woli zwać się "jaskiniowcem", z pasją penetruje kolejne jaskinie w Irlandii, ma też za sobą pewne podziemne odkrycia. Nie wtajemniczał mnie wcześniej w szczegóły wyprawy, bo jak się słusznie podejrzewał - mógłbym spietrać. Spotkaliśmy się więc na jakiejś stacji benzynowej i pojechaliśmy do hrabstwa Sligo.



Po minięciu pasma gór w stylu Benbulbenna wjechaliśmy z dobrze znaną mi podkowę Gleniff Horsheshoe. Samochód się zatrzymał, a palec Michała powędrował w górę wskazując jaskinię, w której mieliśmy się zanurzyć. Wtedy dopiero dowiedziałem się, że jest to najwyżej położona jaskinia w Irlandii. Jak ja lubię ten dreszcz emocji...



Jako jaskiniowy nowicjusz zostałem wyposażony przez Michała w niezbędny ekwipunek. Moje sprawdzone buty trekkingowe miałem już na nogach, do plecaka przytroczone nówka kalosze z Tesco i pożyczony kask z latarką, w kieszeniach ogrodnicze rękawiczki z gumą do wspinania się po linach i niezbędną odzież nieprzemakalną. Nie wiadomo ile wody będzie w jaskiniach. Pierwszy odcinek to zielone zbocze o nachyleniu około 70° i długości około 200 metrów. Wejście do jaskini widzimy przez cały czas, powoli się przybliża, ale dotarcie od niego zajmuje nam około godziny.





W starych irlandzkich legendach obecny jest Finn McCool, ten który wybudował Groblę Giganta. Arcykról Irlandii obiecał kiedyś starzejącemu się Finnowi za żonę swoją młodą córkę - podobno najpiękniejszą kobietę w kraju - Grainne. Pech chciał, że zanim doszło do ślubu to Grainne poznała dużo młodszego Diarmuda, żołnierza służącego Finnowi. Młodzi zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia i uciekli zanim doszło do ślubu. Stary Finn długo ich ścigał, w końcu odpuścił i udał, że wybacza. W wyniku podstępu Diarmud został zwabiony do puszczy i raniony przez dzika. Po jego śmierci Grainne odebrała sobie życie na wielkim łożu w jaskini, nazwanej teraz ich imieniem. Michał kieruje snop światła ze swojego kasku w kąt jaskini:

- Teraz na tym łożu latem można całkiem wygodnie spać. - Sprawdzam, wielkie zielone łóżko jest całkiem miękkie. W jakiś sposób p
ośród surowych skał jaskini wyrósł wielki prostokąt zielonego mchu. Warto zapamiętać to miejsce :)





Ostatni odcinek wspinaczki pokonaliśmy na linach. Był to niezły wycisk, ostry skos, mokra lina, guma na rękawiczkach jest moją nadzieją, że nie zwalę się 200 metrów w dół. Kolejne strome podejście i kolejne liny, Najlepiej złapać wszystkie naraz, bo nie wiadomo która pierwsza się zerwie.



Na górze łapiemy oddech, jemy kanapki i pijemy wodę. Wreszcie jesteśmy pod dachem jaskini, patrzymy na góry Dartry, w których pada deszcz. Patrzymy na podejście, którym będziemy musieli wrócić. Jest czadowo. A jaskinia nawet się nie zaczęła, dotarliśmy dopiero do wejścia.



Zmiana butów na kalosze, wodoodporne kombinezony, ochraniacze na łokcie i kolana. Kaski i latarki. Plecaki zostawiamy przy wejściu, portfele, dokumenty, telefony, to wszystko nam już nie będzie dalej potrzebne. W razie czego będzie wiadomo, kto nie wrócił z głębin. Od tej pory polegamy na Michale, jego doświadczeniu, sile własnych mięśni, odwadze i uwadze.



Jaskinia Diarmuda i Grainne jest bardzo wysoka przy samym wejściu. Jest ogromna, jak na gigantów przystało. Michał prowadzi nas w głąb jaskini, gdzie będziemy się musieli schylać, przeciskać, wspinać, czołgać się w błocie, brodzić w wodzie, zsuwać na tyłkach, etc.



Pierwsza komora. Nie ma już tu słonecznego światła. Wyłączamy na chwilę latarki na kaskach, zapada kompletna ciemność. Widoczność zależy tylko od paluszków typu AA. Idziemy dalej, niżej, głębiej. Pode mną ciemna przepaść, gdzie nie sięga światło latarki, muszę się rozpierać rękami i stopami pomiędzy wapiennymi skałami. Między moimi nogami zieje głębią jakaś czeluść. Jeden nieuważny krok i mam połamane kości. Nasz przewodnik po kolei nas ubezpiecza.



Kolejne wyzwanie - komin. Trzeba się zaprzeć plecami o jedną ścianę a nogami i rękami o drugą. Wąski tunel kilka metrów w górę - trzeba to przejść by się wydostać. We krwi jest adrenalina, na górze dwa jeziorka, a gdzie jest wyjście stąd to ja już nie wiem.



Jaskinie powstały w naturalny sposób przez ruchy skał i działalność wody w wapieniu. Podobnie powstają od tysięcy lat cudowne skalne wzory formowane przez spływającą wodę. Stalaktyty, nacieki, kalafiory, mleczko wapienne, krowie cycki, tego trzeba dotknąć samemu w świetle latarki z kasku by poczuć jak bardzo jest to cenne, stare i niedostępne.



Michał opowiada o poprzednich wyprawach do irlandzkich jaskiń, w których brał udział i organizował. Robienie zdjęć w świetle z kasku albo z lampą błyskową to nie to. Dlatego wraz z członkami klubu grotołazów z Cavan i Fermanagh zabierają specjalne lampy, którymi oświetlają wnętrza podziemnych grot, aby podziwiać piękno natury z głębin Ziemi. 




Kolejny etap do pokonania - trzeba zejść w dół wąskim pionowym tunelem. Michał już jest na dole i instruuje: tu prawa stopa, tu lewa, tu dupa, teraz się ślizgasz.



W końcu wracamy do dziennego światła i naszych plecaków. Jeszcze krótka sesja zdjęciowa, kolejna zmiana butów, czekoladowy baton i butelka z wodą. Takie czasy, że nikt z nas nie nosi zegarka na ręku. Rzut oka na komórkę - półtorej godziny w jaskiniach. Patrzymy w dół góry, na którą wleźliśmy. Widać tylko chmury. Michał pokazuje mi jak przybrać postawę jaskiniowca, czyżby to mój jaskiniowy chrzest?



Pora schodzić - rękawice, liny, kamienie, śliska trawa, deszcz. Chwilowe dawki słońca pomiędzy chmurami i zaciśnięte zęby. Trzeba wrócić na dół w całości.





A na dole znowu świeci słońce, tak jakby 200 metrów wyżej był inny świat...



Jestem padnięty, a jeszcze zostało 300 km do domu. Ogromna satysfakcja i mocne postanowienie poprawy mojej kondycji. Jestem pewien, że na następny raz Michał wybierze niżej położoną jaskinię, bo w końcu najwyższą już obejrzałem. A jutro będę chodził wyłącznie po płaskim :)


Dla zainteresowanych łażeniem po jaskiniach podaję link do klubu Michała:
Bréifne Caving Club (Cavan / Fermanagh / Leitrim).

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...