czwartek, 27 czerwca 2013

Ale jazda! (po irlandzkich drogach)

Dowiedziałem się ostatnio o planowanej zmianie przepisów drogowych w Irlandii. Od końca roku 2014 będzie trzeba wozić w samochodzie apteczkę, trójkąt, kamizelkę i latarkę. No wreszcie! Dzięki temu szybciej będzie można przyjść z pomocą owcy rannej w nocnym wypadku samochodowym.



Nic nie słyszałem o poprawkach w ograniczeniu prędkości. Obowiązujące na prowincji 100 km/h jest tylko troszkę mniejsze od limitu na autostradzie. Mimo to wypadków w Irlandii jest dość mało, a o większych (np. kiedy ktoś zmarł) mówi się w porannym radiu. Wypadków jest tu mało z dwóch powodów. Po pierwsze - czasem trudno tu trafić na samochód jadący z naprzeciwka, a po drugie - kierowcy są tu świetnie przeszkoleni do jazdy po lewej stronie.



Prawo jazdy otrzymuje się w Irlandii od razu po zdaniu testu czyli nawet bez sekundy spędzonej za kółkiem. Dzięki temu młodzi kierowcy doskonale wiedzą jak powinno się jeździć po irlandzkich drogach.



A oto dziesięć podstawowych zasad jazdy w Irlandii:



1. Jeżeli jedzie ktoś z naprzeciwka to może to być taki sam doskonały kierowca, więc uważaj a na pewno będzie dobrze. 
2. Włączony kierunkowskaz nie oznacza, że ktoś skręca. 
3. Brak kierunkowskazu to potencjalny sygnał, że ktoś może zaraz skręcić. 
4. Brak włączonych świateł z nocy oznacza, że kierowca mieszka dość blisko albo jest nietrzeźwy. 
5. Na wiosce na drodze z pierwszeństwem przepuszczaj innych. Na pewno ci się odwdzięczą jak kiedyś będziesz się spieszyć.
6. Zawsze zatrąb jak widzisz znajomego.
7. Parkuj zawsze blisko bankomatu.
8. Jeśli jedziesz rowerem autostradą pod prąd i spotkasz Gardę, to mów im że zabłądziłeś. 
9. Przy głównej ulicy parkuj zawsze tyłem.
10. Jeśli na skrzyżowaniu widzisz zielone światło to zwolnij, aby nie przejechać tych co przechodzą na czerwonym. Możesz za to pójść siedzieć.  



Kiedy w 1973 roku Irlandia została przyjęta do EWG wszystkim rolnikom oraz ich dzieciom, wnukom i prawnukom, którzy umieli jeździć traktorem albo powozić koniem wydano prawa jazdy, aby zbliżyć Irlandię do standardów europejskich. W wielu miejscach to działa do dzisiaj.



W ramach walki z pijanymi kierowcami zmniejszono niedawno granicę spożycia alkoholu, która wynosiła 0.8 promila. Teraz oficjalnie jest to 0.5 promila, ale ponieważ promile są niewidoczne gołym okiem to w praktyce używa się innej skali. W mieście jest to jedno piwo a na prowincji 2 piwa. W terenach słabo zaludnionych, gdzie do najbliższego pubu jest ponad 10 kilometrów limit to maksymalnie 7 piw. Na małych wyspach w zachodniej Irlandii limit zwiększa się wraz z natężeniem fali. 

Na koniec znana piosenka Chrisa Rea "Road to Hell". Ciekaw jestem czy ktoś by zgadł gdybym to dał jako zagadkę. Ja nie podejrzewałem pana Colina Farrella o talent śpiewacki. 


sobota, 22 czerwca 2013

Lugnaquilla - najwyższy szczyt Gór Wicklow

Wyruszyliśmy z doliny Glenmalure. Szczyt Lugnaquilla tonął w chmurach. Nam świeciło słońce. Psy rwały się do boju, ale nie wiedziały, że czeka je ponad siedem godzin "spaceru". My zresztą też. Przybyliśmy do Glenmalure tylko po to, aby odnaleźć wyjątkową SKRYTKĘ.



Tak oto rozpoczęliśmy nowy sezon geocachingu. Jeśli jeszcze ktoś nie połknął tego bakcyla, to jeszcze nie jest za późno :) W skrócie to wygląda tak, że przy pomocy GPS szuka się ukrytego skarbu. W tym przypadku skarbem była przygoda i super widoki. Strzałka pokazuje lokalizację skrzynki. Nie wszyscy dali radę tam wejść, dwa psy i jeden człowiek zostali 20 metrów poniżej. Oficjalna wersja jest taka, że chcieli podziwiać widoki. Niech im będzie. 



Nachylenie terenu było takie, że wchodzić musieliśmy trzymając się wrzosów, dzikich jagód i ostrych kamieni. Na pewno będziemy to pamiętać jeszcze długo. Po tym doświadczeniu wejście na najwyższy szczyt Gór Wicklow (925 metrów) to była kaszka z mleczkiem. Arek, Przemek, dzięki za fajnie spędzony najdłuższy dzień w roku!  



Góry Wicklow pokazały się nam od najlepszej strony. W drodze na szczyt Lugnaquilla mijaliśmy zbocza pokryte 
polodowcowymi głazami, brodziliśmy w podmokłych torfowiskach, wyciągaliśmy nogi i psy ze zdradzieckich dziur, przekraczaliśmy strumienie gdzie napełnialiśmy wodą bukłaki, opędzaliśmy się od milionów muszek i przywoływaliśmy psy, które ganiały owce. W ciągu całego dnia spotkaliśmy w górze tyle samo saren ile ludzi. To był wspaniały dzień.    

























piątek, 21 czerwca 2013

Zamek Ballycarbery

Zamek Ballycarbery znajduje się na Ring of Kerry. Jak na Irlandię to dość młoda budowla, bo ma tylko 500 lat. W ruinę popadł dopiero w XX wieku i od tamtej pory spowijają go bluszcze.



Dostać się można tylko na pierwsze piętro, bo wyższych poziomów już nie ma. Chodzenie po ruinach zawsze wiąże się z jakimś ryzykiem, więc najbezpieczniej jest oglądać ten zamek z dołu.



Mała tabliczka na końcu drogi przy samym zamku informuje o historii zamku. Potem trzeba tylko sforsować ogrodzenie z drutu i kilkanaście metrów trawy.


Wąskie okna zabezpieczały przed atakiem łuczników i pozwalały strzelać do wrogów. Jak widać ze zdjęć - z zamku niewiele zostało. Kamienie posłużyły jako budulec okolicznym mieszkańcom.  



Bluszcz jest przy tego typu budowlach nieodzownym dodatkiem.



Z bliska widać jak kamienie i korzenie żyją tu sobie w doskonałej symbiozie.



Warto wybrać się w okolice Cahersiveen, bo oprócz tych ruin są tam w pobliżu dwa kamienne forty starsze o co najmniej 1000 lat.

czwartek, 20 czerwca 2013

"Gra o Tron" w Belfaście


Przez kilka dni w Belfaście gościła wystawa związana z popularną sagą fantasy "Games of Thrones". Udało mi się ją zwiedzić tuż przed przeniesieniem jej w inne miejsce. Tytułowy "tron" okazał się bardzo niewygodnym żelaznym meblem i w dodatku repliką, ale sama wystawa była interesująca dla miłośników serialu, do których zresztą się zaliczam. Obejrzeć było można (a niektórych eksponatów również dotknąć) oryginalne kostiumy wykorzystane w filmie, broń i pancerze. Mimo, że wszystkie akcesoria wykonane były do filmu to aż pachniały średniowieczem. Wiele scen z filmu kręcono w Irlandii Północnej.

W pobliskim sklepiku fani mogli kupić kubek z wybraną postacią, breloczek ze smokiem i inne fajne gadżety. Można też było postrzelać z łuku. Wystawa prezentowana była w Centrum Titanic, wstęp wolny, można było robić zdjęcia, a na żelaznym tronie to było nawet wskazane :)















Wystawa już zniknęła, ale jeżeli ktoś chciałby pojechać do miejsc, gdzie serial "Games of Thrones" był kręcony to zapraszam na moją stronę firmową. 
PENDRAGON TOURS  


















wtorek, 18 czerwca 2013

"Whiskey in the jar" na wyspie Achill

W miejscowym informatorze na stronie z pubami przy nazwie M.P. Lynott widnieje informacja: "nie mamy telefonu, nie mamy telewizora, nie podajemy żadnego jedzenia". Cóż to za dziwoląg w dzisiejszych czasach? To chyba pub, jakich dziś już nie robią. 



Nic się nie zmienił od pierwszego otwarcia. Dwa okna, strzecha, kominek, cztery stoły zrobione z maszyn Singera. Dwudzielne drzwi, jak w oborze. Zapach torfu i Guinnessa. 




W środku półmrok, dwie lampy pod sufitem i mnóstwo reliktów przeszłości na ścianach. Przy barze siedzi dwóch gości, przy kominku trzeci. Siadamy też blisko kominka i zamawiamy po pincie tego czarnego nektaru.



Telewizor albo jedzenie w takim miejscu byłoby nietaktem. A zarezerwowanie stolika przez telefon...



Na kamiennych okopconych ścianach wiszą stare zdjęcia: pub 80 lat temu, mieszkańcy Achill 60 lat temu, lokalna drużyna hurlinga, ciocia Wiesia i wujek Heniek na Komunii Grzesia, pierwsze kolorowe zdjęcia z jakiegoś miejscowego festynu i tak dalej.



Pośród zdjęć na ścianie zauważam znajomą czuprynę. Dopiero teraz kojarzę, że nazwa pubu Lynott to również nazwisko wokalisty Thin Lizzy. Ich zdjęcia wiszą obok siebie.



Barmanka wyjaśnia mi, że Phil Lynott był bratankiem Michaela P. Lynotta i rzeczywiście kiedyś był w tym pubie gdzie właśnie siedzimy. Wypił browara, zostawił autograf i tyle go widzieli. Do rozmowy dołącza się gość z sąsiedniej maszyny Singera. Też nie skojarzył nazwisk. Dzwoni zaraz do swojego kolegi z nowiną.



Oprócz starych zdjęć wiszą tu na ścianach różne patriotyczne obrazki oraz specjalne lustra produkowane dla wszystkich irlandzkich pubów z najlepszego kwarcu z Gór Wicklow.



Nad barem wiszą banknoty z różnych krajów. Ponieważ jakoś mało tam kasy z Polski to ciocia Jadzia wyciąga z kieszeni Chrobrego i podpisuje się wraz z dzisiejszą datą. Barmanka wiesza 20 złotych nad barem. Ciocia Jadzia jak kiedyś tu wróci i będzie bez grosza przy duszy to będzie mogła za te 20 złotych wypić kufelek.      




Jeszcze rzut oka na przewodnik po wyspie z czasów kiedy gazety były drukowane na żółtym papierze a wyspa Achill była zwana brytyjską Maderą.



Na koniec wspomniany utwór muzyczny - "Whiskey in the jar" w koncertowym wykonaniu Phila Lynotta. Młodsi mogą podejrzewać, że to jakaś słaba przeróbka Metaliki, ale kolejność była jednak odwrotna.

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...