wtorek, 30 czerwca 2009

Irlandzka apteka

Do apteki chodzi się po leki. Ale nie w Irlandii. Tutejszy odpowiednik apteki to Pharmacy.

Byłem we wszystkich trzech pharmacjach w mieście, w kilku w Navan, w Dublinie i w Cork. Każda jest prywatna, jak każdy inny zwykły sklep. I tak jak w każdym sklepie – można w nich znaleźć różne rzeczy. Niekoniecznie leki. Można oczywiście w takiej aptece kupić lekarstwa przepisane przez lekarza, ale można również zaopatrzyć się w inne produkty, które w polskich aptekach są raczej nieosiągalne.

Tutejsze apteki to nie są punkty wydawania lekarstw osobom chorym przez ubrane w białe kitle panie farmaceutki. Nierzadko irlandzcy farmaceuci po trzech latach swojej nauki witają klienta w progu, biorą receptę i wskazują miejsce do posadzenia swojego niekoniecznie chorego ego. Potem idą na zaplecze i wracają z lekiem zapakowanym w papierową torebkę z nalepką z nazwiskiem pacjenta. Pytają, czy wszystko okej i to na tyle. Czasem nawet się nie płaci, jak się ma Kartę Medyczną.

Jeżeli nie mamy recepty, czyli – jesteśmy zdrowi i też mamy prawo wejść do farmacji – rozglądamy się po półkach, bo jest tu samoobsługa, tylko czasem koszyków brak. Może maszynkę do golenia, lakier, albo coś do opalania... A gdzie jest ten automat do wywoływania zdjęć?

Coś mi się wydaje, że te kilka irlandzkich farmacji, które odwiedziłem oprócz wydawania leków dla chorych pomagają uchronić się przed chorobą. Bo wyobraźcie sobie w Polsce sytuację, kiedy do apteki wchodzi gość i mówi „Kurdę, Ferdek jestem coś mi jest a nie wiem co”. A pan aptekarz zaczyna od zmierzenia Ferdkowi ciśnienia i jeszcze sprawdzi na miejscu cholesterol.

Profilaktyka w Irlandii skupia się na trzech grupach zagrożonych chorobą: astma (od łupania kamieni na budowach), cukrzyca (od słodyczy i innych słodkich rzeczy dostępnych w każdym sklepie) oraz palaczy papierosów (jak w pubach nie palą, to nie znaczy, że nie palą).

Idę do swojego Generalnego Praktykanta (GP). Pyta jaki mam problem. Mówię, że chcę rzucić. To może Nicorette? Ja mówię, że to szajs i mi nie smakuje. Kładę mu na biurko kartkę z nazwą pożądanego leku. A, to, dobrze, zapiszę ci to. Szuka w jakimś katalogu teleadresowym, sprawdza nazwę. Tylko przeczytaj dokładnie ulotkę. Wypisuje mi receptę, którą realizuję 3 minut w dół rzeki bez kosztów, bo mam Medical Card. Farmaceuta, Pakistańczyk, niosąc mi zapakowany w podpisaną moim nazwiskiem lek kopertę pyta o Medical Card. Pokazuję i spływam kolejne 2 minuty w dół rzeki ze swoimi tabletkami podobnymi do Viagry, które działają odwrotnie, w sam raz dla emigranta.

Szacowni mieszkańcy Wyspy, którzy mają to szczęście tu się urodzić i to nieszczęście jeszcze pracować w pełnym etacie, chociaż mają skończone 70 lat - mają wszystkie leki za darmo. Na zdrowie, staruszkowie.

Poniżej skrócona oferta odwiedzonych przeze mnie irlandzkich aptek – farmacji. Pamiętajcie, że chodzi tu o zachowanie zdrowia, a nie tylko leczenie choroby:

Dział samoobsługowy:
Witaminy
Syropy na kaszel
Płyny po goleniu
Ramki do obrazków
Specyfiki na opalanie
Lakiery do paznokci, szminki
Aparaty do mierzenia ciśnienia
Maszyna do pomiaru wzrostu i wagi
Wywoływanie zdjęć z własnych kart pamięci
Urządzenia do usuwania zbędnego owłosienia
Rowery na chodzie (nie, żartowałem, to było kiedyś)
Paracetamol, ale tylko jedno opakowanie, więcej na raz kupić nie można

Za ladą:
Recepty od Generalnego Praktykanta
Ewentualne wątpliwości, pytania, wywiady

Wywiad z irlandzkim farmaceutą


Ja: Co mogę tu kupić bez recepty?
Farmaceuta: środki przeciwbólowe, syropy na kaszel, kremy, szampony, farby do włosów, lakiery do paznokci, okulary przeciwsłoneczne, możesz wywołać swoje zdjęcia i je powiększyć, mamy też różne ramki do zdjęć.

Ja: A co jest na receptę?
Farmaceuta: Wszystko, co ci przepisze GP.

Ja: Czego najczęściej poszukują Polacy?
Farmaceuta: Leków na przeziębienie, ziołowych i homeopatycznych, oraz na zgagę i bóle żołądka.

Ja: Czy wiesz, że w Polsce jest dużo większy wybór leków?
Farmaceuta: Tak, Polacy pytają o leki, których tu nie znamy, ale mamy leki, których działanie jest podobne, wystarczy spojrzeć na skład leku. Na przykład leki zobojętniające na sprawy żołądkowe, dla kobiet ciężarnych albo dla dzieci. Podobno macie kilkanaście różnych żeli dla ząbkujących dzieci – u nas są tylko trzy i wszystkie działają tak samo.

 Ja: Jak traktujecie pacjentów?
Farmaceuta: Każdy nasz pacjent jest ważny.

Ja: Mam na myśli procedury.
Farmaceuta: Jeżeli nasz pacjent chodzi do naszej pharmacy, to mamy jego historię w komputerze. Wiemy, na co jest uczulony, jakie może mieć skutki uboczne i czego nie powinien dostać. Przestrzegamy tego, bo pacjent jest dla nas bardzo ważny. Chcemy go leczyć jak najlepiej.

Ja: A jeżeli pacjent się przeprowadzi i zmieni aptekę?
Farmaceuta: To kolejna apteka nie wie nic o nim.

Ja: To co on ma robić ze swoim zdrowiem?
Farmaceuta: Powinien to wiedzieć jego nowy GP, który przeczytał dokumentację od poprzedniego GP, którą należy przesłać w razie zmiany zamieszkania.

Ja: A co z przewlekle chorymi?
Farmaceuta: Jest program Drug Payment Scheme (Program Opłaty za Leki), który umożliwia dalsze leczenie rodzinie, w której wydano na leki więcej niż 85 euro w ciągu miesiąca, za darmo.

Ja: Czyli rodzina, w której są małe zarobki i jest dużo chorób nie płaci za lekarstwa?
Farmaceuta: Właśnie tak jest.

Ja: A cukrzycy? Narkomani?
Farmaceuta: Cukrzycy mają specjalne książeczki na bezpłatną insulinę. Narkomani mogą dostawać za darmo swój methadon codziennie, o ile się codziennie do mnie zgłoszą. 

Ja: Jaki mam czas na zrealizowanie recepty?
Farmaceuta: Pół roku.

Ja: A ile masz czasu na lunch?
Farmaceuta: A co to jest lunch?

czwartek, 25 czerwca 2009

Zamek i opactwo w Cong

Cong to małe miasto w hrabstwie Mayo za zachodzie Irlandii. Oprócz typowego dla irlandzkich miasteczek nudnego wyglądu wyróżnia się dwoma miejscami, gdzie czas się zatrzymał i można tam sobie leniwie pospacerować, otrzeć się o historię, i wysikać się w krzakach, bo niby gdzie indziej w Cong by się dało. 

Pierwszym miejscem są malownicze ruiny opactwa z czasów średniowiecza i wielki dziki park za opactwem z rzadko tu spotykaną w jednym miejscu ilością drzew.


 
    



 
 
Kuchnia mnichów na rzece - założona pod nią sieć chwytała łososie, dzięki czemu zakonnicy nigdy nie narzekali na świeżość potraw w piątek.

  
Celowo nie umieszczam zdjęć z grobami, ich jest oczywiście w takim miejscu sporo, jak w każdym takim miejscu. Płyty nagrobne położone na ziemi, po których nie sposób nie stąpać jak się chce iść dalej, krzyże celtyckie, długa historia późniejszych pokoleń.


Drugim miejscem jest zamek Ashford - obecnie luksusowy hotel - olbrzymia budowla z ogromnym parkiem położona na brzegu jeziora Lough Corrib.
        
Mieszkał tu swego czasu ojciec Oscara Wilde - pisarz spędził tu większość swego dzieciństwa. Dopiero potem został biseksualistą i odkrył w sobie talent do pisania.
   
 
Zamek jest obecnie własnością rodziny Guinness. Cały obszar zamku, parku, pól golfowych zajmuje 110 km kwadratowych. 

  
foto: Endrju i Betti
  
 
Cong to mała irlandzka dziura, w której oprócz tych opisanych wyżej dwóch miejsc nie ma co oglądać. Jednak ponad 50 lat temu, kiedy jeszcze nie było tu nas z naszymi aparatami fotograficznymi, ale te miejsca już były od stuleci, niejaki John Ford nakręcił tu taki jeden film. "Quiet Man" - "spokojny człowiek". John Wayne zagrał w nim główną rolę, a pan reżyser dostał za film Oscara.

 
Tu w Cong naprawdę jest spokojnie. Można się przez chwilę wyciszyć w tej szalonej pogoni za spokojnym życiem. Oscar Wilde powiedział, że to właśnie "tempo nadaje smak życiu". Powiedział też: "Życia nie można opisać. Trzeba je przeżyć".

środa, 10 czerwca 2009

Zakłady sportowe - bukmacher

Bookmaker - bukmacher czyli to, co Irlandczycy lubią najbardziej (przed pójściem do pubu).

Pracujący i niepracujący z miast i wsi starają się zwiększyć swój dochód dzięki zakładom sportowym (bets). Czasem też pomniejszają, ale oni są tego świadomi i wcale się nie zrażają. Jak i na całym świecie – jak ktoś zaczął grać i coś wygrał, a do tego uważa, że zna się na piłce (koniach, psach, polityce), albo przynajmniej zna kogoś, kto się na tym zna, to trudno mu się powstrzymać w sytuacji, kiedy jest jasna sprawa, kto wygra. Na tym wygrywają głównie firmy bukmacherskie, o czym powszechnie wiadomo.

Mieszkańcy mają do wyboru wiele firm oferujących duże wygrane. Moją dzisiejszą wycieczkę ilustrują fotki z dwóch takich salonów.

  

Na monitorach głównie konie i przeważnie z torów brytyjskich. Przygotowanie do startu, rozmowy z dżokejami, właścicielami koni, sama gonitwa, powtórki, fotokomórka - kto pierwszy zerwał sznurka, powtórnie powtórki, tabele. Czasem na sąsiednich monitorach są cztery różne gonitwy w różnych fazach zaawansowania. 
 
  

W przeciętnym wiejskim bookmacherze jest około 30 monitorów. Wystarczająca ilość, żeby zorientować się, że człowiek mało zorientowany w temacie powinien zatrzymać swoje pieniądze dla żony, dzieci i siebie. No chyba, że się zna. Ja znam niestety tylko osoby, które stawiając 5 euro na 6 kolejnych meczów zabierają z kasy 50 euro, więc ograniczam się do robienia zdjęć. Bo znam też takich, co wygrali tylko raz, a płacą regularnie co tydzień.

  

Wyścigi psów są bardzo krótkie – idąc do automatu po kawę można je przegapić. Psy biegną tylko jedno okrążenie i nikt na nich nie siedzi, ale ponieważ są szybsze to hamują przez kolejne pół okrążenia i potem wyglądają jakoś niewyraźnie, jak wyjęte psu z gardła. Trudno zrobić im ostre zdjęcie.

  

Mecze piłki nożnej, rugby i futbolu irlandzkiego trwają za długo, nikt tyle czasu tu nie siedzi, bo krowy muczą i trzeba je wydoić, więc przez cały czas różnych monitorach są wyświetlane tylko tabele wyników. Swoje wyniki panowie zapisują na karteczkach, które potem w wiadomych sytuacjach rzucają na ziemię. Przez to zakłady bukmacherskie mają najbardziej zaśmiecone podłogi w mieście.
 
Zakład bukmacherski jest miejscem dość ciepłym i nie wymagającym typowego „hajhałarja” i "nobada nobada" przy wchodzeniu. Każdy gracz zapatrzony jest w swój kupon oraz w ekrany monitorów. Można popatrzeć w telewizory, napić się kawy, zagrzać się, porobić zdjęcia, porozmawiać z paniami zza kontuaru. Zresztą jedynymi paniami w tym miejscu. Można wejść i wyjść i nikt nie zauważy. 

  

Można się rozwalić na wygodnym do przesady fotelu, zapaść w drzemkę, obudzić się na wyścig psów, który trwa około 30 sekund, zalać się kawą, zerknąć w prawo i obejrzeć kawałek światowego snookera.

  

Przedmiotem zakładów są nie tylko konkurencje sportowe. Można stawiać na kandydatów w wyborach, na wyniki giełdy i gier liczbowych, w tym lotto (nie biorąc w lotto wcale udziału), można typować kto wygra najbliższy odcinek tańca na lodzie, kto zostanie człowiekiem roku, sportu i tak dalej. Zakłady bukmacherskie w tym mieście nie mają wywieszonych godzin otwarcia. Zainteresowani wiedzą, kiedy przyjść. Zawsze mogą obstawić coś przez Internet. Ewentualnie następnego dnia mogą przeczytać swój wynik w specjalnej gazecie wydawanej codziennie i wywieszanej jak ściana długa i szeroka (ta ściana bez monitorów).
 
Nie mogę nie wspomnieć o długopisach – szanująca się firma bukmacherska zamawia takie małe i cienkie „krótkopisy” - najczęściej w jednym kolorze i ze swoją nazwą, które ustawia na specjalnych podajnikach. Służą one oczywiście do skreślania, ale wynoszone są masowo i porzucane potem w wielu miejscach miasteczka. Dzięki temu pełnią również funkcję reklamową. Czego absolutnie nie zamierzam czynić niniejszym postem.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Hrabstwo Meath - królewskie hrabstwo

Wyspa opisana na mapie świata jako Irlandia zawiera w sobie Republikę Irlandii (tę prawdziwą) oraz Irlandię Północną (mocno konfliktowy fragment Wielkiej Brytanii). Niezależnie od tego podziału Wyspa dzieli się na 4 prowincje i 26 hrabstw. Dziś będzie o jednym z hrabstw, które kiedyś było piątą prowincją Irlandii. Królewską prowincją.

Hrabstwo Meath.

W czasach średniowiecznych, między VIII a XII wiekiem te tereny nazywały się Mide, czyli „środek” z racji położenia geograficznego. Obejmowały obecne hrabstwo Meath i Westmeath i fragmenty kilku innych. Współcześni najeźdźcy, słowiańscy następcy Wikingów, mówią zamiast Meath i Westmeath: Mięso i Zachodnie Mięso. Bo to pasterskie tereny i wiadomo, po co rośnie ta trawa. I łatwiej wymówić mięso niż meath.

Nazwa „królewskie hrabstwo” wzięła się stąd, że tu na Wzgórzach Tara rezydowali Wysocy Królowie, władcy Irlandii. Od 4 w p.n.e. była to przez tysiąclecia administracyjna i religijna stolica Irlandii. Co trzy lata Królowie zbierali się, by ustanawiać nowe prawa i rozstrzygać spory. Teraz zostały tylko zielone wzgórza, owce i dzieci z latawcami, a najlepsze zdjęcia wychodzą z powietrza. Dlatego to zdjęcie nie jest moje. Hill of Tara jest wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.  

 

Drugim takim miejscem jest Newgrange – kurhan starszy o 500 lat od piramid w Egipcie i starszy od Stonehenge w Anglii. Najprawdopodobniej najstarsza budowla na Ziemi. Zbudowana 5 tysięcy lat temu przez ludzi odzianych w skóry zwierząt i mieszkających w szałasach. Co roku w dniu przesilenia zimowego w Newgrange wschodzące słońce oświetla na 15 minut wnętrze grobowca. Żeby nie było, że im tak wyszło przypadkiem - w sąsiednich grobowcach Knowth i Dowth jest tak samo. Do środka może się zmieścić naraz tylko 15 osób i są to ludzie z całego świata, którzy zarejestrowali się wcześniej i zostali wylosowani na ten jeden dzień w roku. W pozostałe dni można zwiedzać też tylko z przewodnikiem.

  

Irlandzka wersja igrzysk olimpijskich od 3000 lat odbywała się co trzy lata w Teltown, między Kells a Navan. Irlandzcy olimpijczycy sprawdzali swoją siłę, spryt i waleczność w kilku konkurencjach: zapasy, boks, wyścigi rydwanów, walki w wodzie oraz (hmm...) przepływanie koniem przez rzekę Boyne. Obecnie tradycja irlandzkich igrzysk olimpijskich zastąpiona została przez Teltown Funeral Games (miejscowe gry pogrzebowe). Ja się tam chyba kiedyś przejadę.

Nad Boyne River w hrabstwie Meath rozegrała się największa bitwa w historii Irlandii. Zginęło raptem 2000 wojowników, nasi znowu przegrali. 

  

W hrabstwie Meath narodziła się nowa świecka tradycja – Halloween. W 200 roku naszej ery jeden z Wysokich Królów, Tuathal na pobliskim wzgórzu Ward tak postanowił. Obecnie stosowne maski można kupić w Navan za 2 euro.

  

W Meath powstał pierwszy irlandzki uniwersytet. Od VI wieku naszej ery co roku żądni wiedzy studenci z Wysp, Germanii i Frankonii pobierali tu nauki. Nauka była płatna, płaciło się owcami :)
W tych czasach nie było jeszcze wtedy żadnej okrągłej wieży w Irlandii.

Okrągłe wieże z kamieni zaczęto w Irlandii stawiać w IX wieku. Około 50 wież przetrwało do czasów UE, w tym trzy w hrabstwie Meath. Wysokie kamienne rzeźbione celtyckie krzyże pojawiły się też w tym czasie. W Kells, Co. Meath można dziś oglądać największe skupisko tych krzyży na świecie oraz jedną stojącą wieżę z drzwiami na wysokości 2 metrów.

  

Również w Kells, przechowano przez stulecia Book of Kells – ręcznie przepisany i ilustrowany przez celtyckich mnichów egzemplarz Ewangelii, uważany za najlepiej zachowane dzieło religijne z czasów średniowiecza. Obecnie można je w oryginale zobaczyć w Trinity College w Dublinie, a replika jest dostępna wciąż w Kells za grubym szkłem. 640 stron można sobie poprzewracać w elektronicznej maszynce strona po stroooonie i nie ma kolejki...
W Meath leży zamek w Trimie – Trim Castle, największa warownia w Irlandii. Zbudowana z drewna w 1173, spalona rok później, odbudowania już normalnie, z kamienia. Mel Gibson nakręcił tam Waleczne Serce. Na zamku w Trimie kręcono też inny film - "The Big Red One" o pewnym epizodzie z II Wojny Światowej. Na podstawie tego filmu powstała druga część kultowej gry Call of Duty.

  

W Meath leży też prywatny obecnie zamek w Slane – znany z corocznych koncertów rockowych. Ostatnio pojechałem tam na Rolling Stonesów, ale nie miałem biletu, więc nagrywałem dźwięki zza płotu. 

  

Hrabstwo Meath ma aż 15 km. dostępu do Morza Irlandzkiego, ale jedyna latarnia morska znajduje się ok. 40 km. od wybrzeża. Otwarta jest trzy razy w roku. Nie widać z niej morza. Ale widać Navan.

  

W Navan - obecnej stolicy hrabstwa – urodził się jeden z agentów 007 – Pierce Brosnan. Może go kiedyś spotkam jak pojadę do Tesco po rzodkiewki.

Meath jest jedynym hrabstwem w Irlandii, gdzie leżą aż dwie wsie, w których wszyscy mieszkańcy posługują się językiem irlandzkim. Strona internetowa jednej z tych wiosek jest też po irlandzku. W dzień na stronie słychać czasem irlandzkie pieśni. W nocy można tylko czytać...

To, co do tej pory obejrzałem starałem się tu opisać. Zainteresowanych bliżej tymi miejscami zapraszam do poczytania moich wcześniejszych wpisów.

O CZYM JEST TEN BLOG

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...